poniedziałek, 6 kwietnia 2015

O książce - tak napisała Pantera

Przeniknelo...
... do mnie z dalekiego swiata cacuszko, na ktore dlugo czekalam, za ktorym tesknilam i ktore chcialam wreszcie dotknac. Teraz trzymam je w rekach, glaszcze, ogladam z pietyzmem, delikatnie dotykam, czytam przeznaczona dla mnie dedykacje. To efekt bardzo ciekawego PROJEKTU Abigail, osoby niezwykle kreatywnej, poetki, projektantki grafiki, fotografki, talentu samoistnego w wielu dziedzinach. Wielu z nas nie tylko trzymalo kciuki za powodzenie owego projektu, ale i wspieralo go, obserwowalo i denerwowalo sie, czy Abi podola wyzwaniu, czy sie uda. Jeszcze przed uplywem terminu koncowego wiedzielismy, ze sie powiodlo! Ksiazka zostanie wydana! I oto mam ja, nadeszla! Widzialam te ksiazke na zdjeciach i filmach, ale to zupelnie cos innego niz moc trzymac ja w dloniach. Jest moja, moja wlasna. Mam!
Ksiazka jest jeszcze ladniejsza niz na zdjeciach, wykonana z taka starannoscia, jakiej sie w tych czasach nie spotyka, nie klejona lecz zszywana, kazda strona ma sens i jakies przeslanie. Nie moge sie dosc nazachwycac. Lucynka, jestes tak utalentowana, ze nie wiem! Bardzo Ci dziekuje za przesylke i dedykacje. Przeniknelo... wiem...

(oryginalny wpis Anny Marii P. pod linkiem u samej góry i TUTAJ)

piątek, 3 kwietnia 2015

Błogosławiona lekkość niewiedzy — recenzja

BŁOGOSŁAWIONA LEKKOŚĆ NIEWIEDZY

Tom poezji Lucyny Brzozowskiej pt. „PrzenikaNIE WIEM” jest konsekwentnym stawianiem sobie dwóch pytań  na różne formalnie sposoby, w różnych, często zaskakujących konfiguracjach wyrazów  o to, kim się jest i czym są fragmenty rzeczywistości, na które natykamy się w swojej wędrówce. Tej ludzkiej, rozumianej jako droga życia (i umierania) oraz w tych wszystkich małych podróżach, które zaczynają się w chwili wyjścia z domu  za drzwiami, po drugiej stronie ulicy.
Na pierwszy rzut oka nie ma w tym nic oryginalnego  większą część literatury, zarówno epickiej, jak dramatycznej czy lirycznej, i to powstałej na przestrzeni wieków, da się sprowadzić ostatecznie do tych kilku bazowych pytań. Tym, co odróżnia wiersze Brzozowskiej od innych dzieł literackich jest ton, koloryt, emocja, jakie towarzyszą takim pytaniom.
Są one nieoczekiwanie jasne i pozytywne. Nie ma tutaj typowego dla europejskiej myśli filozoficznej dramatyzowania w temacie nieświadomości: dokąd się to wszystko toczy i po co. Jest za to spokój osoby, która obserwuje siebie i świat uważnie i z dystansem („Przyglądam się”, „Odzyskana”, „Co siedem lat”), jest skłonność do zabawy słowami i pojęciami ( „Dzień w kratkę”, „Tożsamość”, „Słoń w salonie”) oraz cicha, przekorna radość, wynikająca z paradoksu i świadomej niekonsekwencji (wiersz „Za zakrętem” oraz zestawienie tytułów następujących po sobie części tomu poezji  swoistych „rozdziałów” książki: „Niebo jest niebieskie/Trawa jest zielona”, „Niebo jest zielone/Trawa jest niebieska”, „Ani niebo/Ani trawa”, „Niebo jest z gumy/Trawa w kratkę”  by zwieńczyć całość dzieła początkową konstatacją, która pełni funkcję znanej z utworów muzycznych repryzy: „Niebo jest niebieskie/trawa jest zielona”. Jednak).
Tendencję autorki do jej mocno nieoczywistego stosunku do słów i tego, co się pod nimi kryje, sugeruje już motto tomu poezji:
Seung Sahn powiedział:
Wszystko we wszechświecie
powraca do Jednego
dokąd powraca Jedno”?
To zdanie brzmi jak buddyjski koan  pytanie, na które nie ma LOGICZNEJ odpowiedzi. Cytat z koreańskiego mistrza zen wykorzystuje Brzozowska na pierwszych stronach książki, dając wyraźny sygnał, że narzędziem komunikacji z jej poezją nie będzie racjonalny umysł człowieka Zachodu, nasiąknięty jednoznacznymi poglądami i całym spectrum gotowych odpowiedzi w temacie: jak świat wygląda, a jak powinien.
I tak się dzieje. Czytelnik jest nieustannie konfrontowany ze swoim nawykowym myśleniem w kilku zasadniczych kwestiach: śmierci („śmiertelność jest zielona/niesie nadzieję i miłość(…)/śmiertelność jest oczekiwaniem” w wierszu „Drzewo nieumarłe”), namacalności istnienia („boi się zaistnieć myśli że jest pustką/to nawet mniej niż niebyt” z wiersza „Imię”), poczucia stabilności („po prostu wyjdę (…)/zapomnę klucza zapomnę/dzwonka za bramą/pozostanę” w wierszu „Nic prostszego”) i przywiązania („zostawić otwarte drzwi i trzaskające okiennice/tęsknotę która jest jak sznur” - „Chciałabym wyjść”).
Na szczególną uwagę zasługują dwa obecne w tomie „PrzenikaNIE WIEM” erotyki Brzozowskiej: „Wymykam się” i „Muzyka”. Nazwałam te wiersze erotykami  i zadrżała mi ręka. Zatrzymane w obu tekstach chwile są tak subtelne i wrażeniowe, („muśnięcie prześcieradła/twoje oczy”, „i znów ciszą związujesz mi ręce”), że równie dobrze mogą być zapisem jakiegokolwiek spotkania z drugim człowiekiem, spotkania głębokiego i zmysłowego, niekoniecznie przecież  erotycznego.
Taka właśnie jest poezja Lucyny Brzozowskiej  sensualna, intuicyjna, skupiona na momencie. Bez wartościowania, jakie sytuacje są godne zapisu, a jakie nie. Brzozowska zdaje się być przekonana, że warte uwagi jest to wszystko, co z jakichś powodów  nieważne, z jakich  zatrzyma na sobie naszą uwagę.
Na pewno nabyła tę umiejętność tworząc haiku, obecne zresztą w tomie obok „pełnowymiarowych”, kilkustrofowych wierszy. Haiku traktowane przez nią zresztą dosyć swobodnie w zakresie przepisowej formy, bo przecież jest tak, jak powiedział amerykański poeta Cor van den Heuvel: „Haiku wyróżnia się zwięzłością, postrzeganiem i świadomością, nie zaś ustaloną liczbą sylab”.
Tymi trzema pożądanymi cechami odznaczają się wszystkie wiersze Lucyny Brzozowskiej  nie tylko najkrótsze. Natomiast najbardziej epickie znajdują się w ostatnim „rozdziale” pt. „Niebo jest z gumy/Trawa jest w kratkę”. Brzozowska z przenikliwością godną Berta Hellingera tropi istotne detale ze swojej własnej przeszłości („Wtajemniczenie”) i historii jej rodziny („Przyglądam się tobie tato”, „Kim jestem”), poszukując przyczyn swojego aktualnego stanu ducha i jakości życia („Twój tatuś mamo cierpiał w obozie/straciłam wiarę/nie wiem czy dlatego” z wiersza „Kim jestem”).
Po to, by w ostatnim wierszu pt. „Spóźnieni” stwierdzić po prostu: „Nie chcę wcale wiedzieć kim jestem”.
O ile świat poezji Lucyny Brzozowskiej jest silnie zsubiektywizowany  autorka z pełną akceptacją daje sobie prawo do wrażeń, wahań, wątpliwości, „samotnych wymyków” na poziomie języka i treści  o tyle nie można nie wspomnieć o konkretnym, rzeczywistym, materialnym i harmonicznym kształcie, w jaki zamknięto słowa. Książka fizycznie jest szarym kwadratem, małą cegiełką z twardymi tekturowymi okładkami i lnianym grzbietem. Wszystko monochromatyczne, na okładce odciśnięty w tekturze tytuł tomu poezji i nazwisko autorki. Zawartość to nie tylko białe kartki papieru z czarnymi drukowanymi literami. To także półprzezroczyste mleczne kalki na których autorka, zajmująca się na co dzień także grafiką i fotografią, umieściła ilustracje i napisy w kolorze soczystej pomarańczy. W zależności od tego, czy kalkę przełożymy na prawą, czy na lewą stronę książki (a możemy także potraktować ją jak osobną kartkę, wtedy napisy i ilustracje zaczną żyć własnym, niezależnym życiem)  zmieni się sens tego, na co patrzymy. I tak na przykład okazuje się, że tom poezji Brzozowskiej posiada co najmniej 4 różne tytuły. Jeśli wybierzemy wariant najbardziej oczywisty  kalkę z kartką  tytuł tożsamy będzie z tym, który jest obecny na okładce: „przenikanie wiem”. Jeśli uwzględni się kolory tytuł zmienia swoje brzmienie na "przenika nie wiem". Spojrzenie na kalkę saute robi nam pomarańczowy tytuł : „nie wiem”. Decydując się na białą kartkę, wybieramy ostatnią możliwość: „przenika”.
Podobna zabawa autorki z percepcją czytelnika odbywa się w zapisie tytułów wierszy, które sprawiają wrażenie swobodnie i spontanicznie rozrzuconych na stronach książki. Jeden wiersz przypada na jedną stronę  taki jest zasadniczo pomysł. Ale już tytuły tych wierszy lubią robić psikusy  wykwitają w najmniej oczekiwanych miejscach i pozycjach  z boku, w rogu, na środku, na poziomie połowy wiersza albo na samym jego końcu, w pionie albo w poziomie.
W ten właśnie sposób  niczym dziewczynka, która, trawestując: „obgryza paznokcie/dłubie w nosie/ i sika nie tylko ze śmiechu”  Lucyna Brzozowska burzy generalną zasadę graficzną książki  jej ascetyczną symetrię.
Co pozwala mieć uzasadnioną nadzieję, że w przyszłości jeszcze niejednym nas zaskoczy.
Krystyna Kozioł